Forum www.forumnevermore.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Wojna Panem

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumnevermore.fora.pl Strona Główna -> Twórczość literacka / Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Luminance
Big Boss



Dołączył: 28 Maj 2012
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dolnośląskie
Płeć: Isobel

PostWysłany: Śro 14:18, 29 Sie 2012    Temat postu: Wojna Panem

Fan Fiction oparte na trylogii Suzanne Collins pt. "Igrzyska Śmierci".
Dotyczy Mrocznych Dni - wydarzeń, które zmieniły Panem.
Zapraszam do czytania i komentowania Smile

"Wojna Panem"
PROLOG

Kiedyś było inaczej. Podobno, bo ja urodziłam się już w innym świecie. Nowym. Ale czy lepszym? Na strychu znalazłam starą książkę. Przekazywaną z pokolenia na pokolenie historię dawnego świata. Przed katastrofą. Aż po współczesność. Wynika z niej, że nie było kolorowo, wiele wojen, przestępstw... A później uderzył meteoryt. Fala na oceanie była tak ogromna, że zalała większą część lądów świata. Stary porządek zniknął. Nikt nie wiedział, co się stanie, czy kiedykolwiek uda się odbudować jedyną znaną rzeczywistość. Wielu ludzi zginęło, a ci, którzy przeżyli byli zagubieni i zrozpaczeni. Przez długi czas panowała anarchia, później zrobiło się spokojniej. Znalazł się człowiek, który przed całym północnoamerykańskim ludem ogłosił swoją gotowość do objęcia władzy i chęć stworzenia nowego państwa: Panem. Ralf Charling. Obywatele, tak spragnieni kogoś, kto ich poprowadzi nie stawiali oporu, kiedy terytorium podzielono na czternaście części: trzynaście dystryktów i elitarny Kapitol - stolicę. Tak łatwo dali się owinąć wokół palca, że kiedy zauważyli nieprawidłowości w funkcjonowaniu kraju, było już za późno, by odebrać Charlingowi władzę. Kolejne pokolenia miały coraz cięższe życie z jego następcami, spragnionymi władzy i podziwu, egoistycznymi karierowiczami.
Zirytowała mnie historia naszego kraju. Nie uczyli jej w szkole, na lekcjach mówiono tylko o tym, że Ralf Charling uratował obywateli przed "zdziczeniem" bez przywódcy. Może znalazłby się inny człowiek, który chciałby dobra ludzi? A może nie. Czasami sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Ważne jest to, że książka jest tajna. Każde kolejne pokolenie mojej rodziny dopisuje rozdziały, ważne wydarzenia, choć w ostatnich latach żadne takie nie miały miejsca. Właściwie nie powinnam trzymać jej pod łóżkiem, ale mam wrażenie, że rodzice kompletnie nie pamiętają. Nie rozumieją, że to może być kiedyś jedyne wiarygodne źródło wiedzy o naszym życiu. Niesfałszowane i z pierwszej ręki. Więc właściwie codziennie czytam kawałek. Chcę dobrze ją zapamiętać, bo mam niejasne przeczucie, że kiedyś nadarzy się okazja, by wyciągnąć wnioski z postępowania moich przodków. Nie teraz, ale na przykład za kilkadziesiąt lat. Może ktoś obali chory system rządów, ale kiedy spaceruję po trzynastym dystrykcie, nie widzę osób, które byłyby do tego zdolne. Mam tylko nadzieję, że kiedyś się takie znajdą.

ROZDZIAŁ I

Jak co wieczór idę do kuchni na skromną kolację. Nie mogę narzekać, bo nigdy nie doznałam głodu. Przejedzenia też nie, ale mniejsza o to. Tata jeszcze nie wrócił z kopalni. Ostatnio coraz częściej zatrzymują go w pracy. Mówi, że znaleźli duże złoże grafitu. Nigdy nie interesowałam się tymi sprawami, chodź mogą mi się kiedyś przydać. Nie wiadomo, gdzie znajdzie się praca, którą niewątpliwie będę musiała podjąć po szkole. W końcu kobiety w kopalni to u nas nic dziwnego. Mojemu starszemu bratu Rigley'owi udało się znaleźć bezpieczniejszy zawód. Niestety nie pachnie zbyt pięknie. Kanalarstwo. Nie narzeka, pieniądze przydają się bardziej niż cokolwiek innego. Denerwuje mnie, że zostałam jedyną osobą w rodzinie, która na siebie nie zarabia. Oczywiście staram się pomagać, ale mam dopiero niecałe szesnaście lat i nikt nie chce przyjąć mnie do pracy. Boją się kar ze strony Kapitolu za napędzanie czarnego rynku. Ronnie, jedna z najbliższych koleżanek, rozumie moje podejście. To, że wolałabym rzucić szkołę. Chciałaby zrobić to samo. Ale woli nie myśleć o dorosłości. Boi się jej, jak wielu rówieśników. To dlatego, że często trudno jest wykarmić tu rodzinę. Ronnie ma cztery młodsze siostry, a jej mama nie żyje. Jest ciężko, więc próbuję jej jakoś pomagać, choć to niełatwe. Po pierwsze, dlatego, że jest zbyt dumna, a po drugie, sama nie mam za wiele.
Tego wieczoru przychodzi jeszcze Arlen z mężem. Jest zaledwie cztery lata starsza ode mnie, a ma już trzymiesięczną córeczkę. Niby nic niezwykłego, ale ciężko wyobrazić sobie, że niedługo mogę być już matką. To słowo kojarzy mi się ze stateczną kobietą, a nie, jakby nie patrzeć, nastolatką. Arlen to przyjaciółka Riga, więc jest u nas częstym gościem. Również dlatego, że ma ostatnio problemy finansowe, a my pełnimy rolę nieoficjalnej jadłodajni. Tak jakoś wyszło. Jeśli możemy - pomagamy.
W pewnym momencie mała zaczyna płakać. Zrywam się do wózka, żeby ją uspokoić. Ponoć mam podejście do dzieci.
- Może wyjdziesz z Florance na spacer, dotleni się i będzie spokojniej spała? - proponuje mama.
Wyczuwam nutę niepokoju w jej głosie. Atmosfera w kuchni jest jakaś dziwna. Inna. Nagle mam wrażenie, że wszyscy czekają na to, żeby jedyne niepełnoletnie opuściły dom. Jakby chcieli porozmawiać o czymś, o czym nie powinnam wiedzieć. Rzucam wściekłe spojrzenie Rigowi. Odwraca wzrok i wbija w podłogę. Z pewnością wie, co mam na myśli. Zawsze traktują mnie jak dziecko. Ubieram Flo i wyprowadzam wózek na dwór, spotykając po drodze tatę. Macha mi na powitanie, ale wydaje się przygaszony i zmartwiony. Utwierdza mnie tym w przekonaniu, że coś jest nie w porządku. Zamykam oczy i delektuję się chłodnym dotykiem powietrza na skórze. W takich chwilach czuję się wolna. Nie wzięłam kurtki, ale noce nie są już mroźne. Po przejściu kilku metrów słyszę cichy szelest. Nie mogę zobaczyć kto (lub co) się za mną skrada, bo od niedawna w godzinach wieczornych wyłączają prąd. Podobno oszczędności. Szkoda tylko, że ostatnio oszczędzają na wszystkim, łącznie z wypłatami.
- Samantha - dociera do mnie znajomy głos.
Natychmiast odwracam się, szukając jego źródła, a konkretnie Brandona.
- Tu jestem - delikatnie dotyka mojego ramienia.
Ta wizyta wydaje mi się delikatnie mówiąc niespodziewana. Fakt, kiedyś byliśmy z Branem najlepszymi przyjaciółmi. Od dwóch lat jednak nie zamieniliśmy słowa. Właściwie nie wiem, dlaczego. Straciliśmy łatwość, z którą potrafiliśmy rozmawiać. Stwierdził, że niektóre jego znajomości się wypalają. Z czasem nie umieliśmy nawiązać kontaktu, straciliśmy swoje zaufanie. Znalazł sobie nowych przyjaciół. Smutne, przepłakałam przez to wiele nocy. Nie mam u nic za złe. Kiedy widzę go przed moim domem - cieszę się. Tęsknię za wielogodzinnym przesiadywaniem na łące i roztrząsaniem każdej sprawy, która przyszła nam do głowy.
- Co tu robisz? - udaje mi się tylko z siebie wykrztusić.
Nasz dom stoi w odosobnieniu, więc nie mogło to być przypadkowe spotkanie. Musiał mieć jakiś konkretny cel, przychodząc tu.
- Nie wiem, szczerze mówiąc - uśmiecha się. - Ale musimy pogadać. To ważne.
W niemal zupełnej ciszy ruszamy przed siebie. O nic nie pytam. Z ledwie maskowanego napięcia na jego twarzy wnioskuję, że ten powód jest naprawdę poważny. Zatrzymujemy się przy strumyku, w którym omal oboje nie utopiliśmy się dziesięć lat wcześniej. To chyba najgorsze wspomnienie z wczesnego dzieciństwa.
- O czym chcesz rozmawiać?
- O broni jądrowej.
- I tak nagle ci się zebrało? - prycham.
- To dotyczy nas wszystkich. Czy twój tata ostatnio późno wraca z pracy? Nie jest upaprany pyłem? Rzadko mówi, jak mu minął dzień?
Zastanawiam się chwilę. Rzeczywiście, ostatnio bardzo niewiele wspominał o graficie i nie przesiadywał godzinami w łazience, żeby się domyć.
- Co to ma wspólnego z bronią jądrową?
- To proste. Nasi ojcowie w ogóle nie zjeżdżają do kopalni. Zajmują się zbrojeniami atomowymi.
Przez chwilę nie mogę wydusić z siebie ani słowa. A rzadko mnie zatyka.
- I takie wnioski wyciągnąłeś poprzez obserwacje zachowania ojca? Nie bądź śmieszny! - udaje mi się w końcu wykrzyczeć.
- To dlaczego na kopalni jest znak ostrzegający przed promieniowaniem? Super-groźny grafit? Wątpię, Sam. Tu chodzi o coś większego. Poza tym podsłuchałem rozmowę rodziców. Nie powinni być tak nieostrożni. Trzynastka to wielki magazyn nuklearny Kapitolu. Wierz mi, albo nie, ale kopalnia jest dużo większa, niż nam się wydaje. Tam trzymają to ustrojstwo i produkują nowe.
Zdecydowanie za szybko przechodzi do rzeczy, powodując nieoczekiwany chaos w mojej głowie. To niemożliwe, nie... Przecież... A jednak mu wierzę.
- To dlaczego nic nam o tym nie wiadomo?
- Wtajemniczeni powinni być tylko pracownicy, to jakieś tajne, ale większość dystryktu aż huczy od plotek. Coś się szykuje. Próbowałem wypytać mamę, tatę, ale to na nic. Wszystkiemu zaprzeczają, ale wiem, że nie umieją kłamać.
Jasne. Dobrze znam jego rodziców. Mieli problemy nawet z wciśnięciem mu, że święty Mikołaj przynosi prezenty. I tak nie uwierzył. Rzeczywiście, marni kłamcy. Nigdy jednak nie uważałam tego za wadę. Cenię sobie szczerość, dlatego tak się cieszę, że Brandon opowiada wszystko bez ogródek. Właściwie czuję teraz dziwną mieszaninę strachu, złości i radości. Gubię się w tym. A szczególnie w jednym...
- Dlaczego mówisz o tym akurat mi?
- Bo jesteś jedyną osobą, która rozumuje podobnie. I wiedziałem, że mnie nie wyśmiejesz. Powiedz coś mojej paczce, a od razu wiedzą wszyscy - przewraca oczami. Robi tak odkąd go znam. Jego słowa są...
- Czyli...
- Jesteś jedyną przyjaciółką, jaką kiedykolwiek miałem. Wszystko schrzaniłem. Przepraszam.
Spuszcza głowę i wpatruje się w ziemię. Brandon przyznaje się do błędu?Po tak długim czasie? Zawsze go za to lubiłam. Za umiejętność powiedzenia, że to on jest winny nawet, gdy odbiegało to od prawdy.
- A jeśli nawet przechowują tam cały arsenał... To co nas to obchodzi? - ignoruję przeprosiny. Wrócimy do tego innym razem. Na pewno.
- Możemy go wykorzystać! Znaczy nie my, tylko cały dystrykt! Gdyby wybuchło powstanie, bylibyśmy zwycięzcami już na starcie!
- Ciii! Nie krzycz tak, bo jeszcze ktoś usłyszy! - karcę go.
- Powinno usłyszeć jak najwięcej ludzi! Widzisz, co się dzieje? Jest coraz gorzej, mniej jedzenia, ciepłej wody, pieniędzy, prądu.... Jeśli nic nie zrobimy, za kilka lat umrzemy z głodu! Popatrz na centrum, na tych biedaków! Zagłodzeni, błagający o pomoc. A ja nawet nie mam im czego dać, bo sam... - kręci głową. - Ty też schudłaś. Średnia długość życia to czterdzieści lat. Czterdzieści! Ja nie chcę umierać, Sam! I Ty też nie. Jesteśmy za młodzi.
Jest w tym wiele racji. A Brandon chce tylko poprawy sytuacji. Przecież sama myślałam, o powstaniu. Tylko wypowiada moje myśli na głos, ale teraz mnie przerażają. Przelanie krwi wielu ludzi za własne życie? Czy jesteśmy tego warci? Co by było, gdybym żyła w luksusie Kapitolu? Jak bym wtedy do tego podchodziła? Zapewne nie przejmowałabym się losem biednych dystryktów. Uważam, że każdy jest w jakimś stopniu egiostą. A on chciał coś zmienić, ale...
- Bran, jesteśmy tylko dziećmi - mówię cicho. - Nic od nas nie zależy.
- I właśnie w tym problem. Nie mamy pojęcia o wojnie - smutno patrzy przed siebie.
Tak bardzo chciałabym wywołać uśmiech na jego twarzy. Sprawić, żeby się nie martwił. I nie wiem dlaczego, opowiadam mu o wszystkich swoich obawach, o książce, historii, tyranii i o tym, że też myślę o powstaniu. Znów jesteśmy przyjaciółmi. Znowu sobie ufamy i dzielimy się przemyśleniami. To wydaje się naturalne. Zupełnie jak kiedyś. Kiedy nie obchodziło nas nic oprócz klasówek w szkole. Ale to nie trwało długo. Dzieciństwo w trzynastce kończy się dużo wcześniej. Z reguły wraz z obejrzeniem pierwszej śmierci. My przeżyliśmy to w razem. Na ulicy leżała starsza kobieta. Błagała zachypniętym głosem o wodę. Podbiegłam do niej i przystawiłam jej butelkę do ust. Podziękowała, uśmiechnęła się i umarła. Nie czuję się przez to dojrzalsza. Płakałam wtedy przez cały dzień. Zaczęło do mnie docierać okrucieństwo i zło świata, przed którym próbowano mnie chronić. Miałam wtedy dziesięć lat.
- Jest jeszcze jedno - oznajmia po chwili ciszy. - Oni już szykują się do powstania. Dzisiaj mają narady. Dlatego kazali mi wyjść. Tobie też, prawda?
Kiwam głową ze zrozumieniem. Zdenerwowanie, napięcie rodziców, Arlen, Rigley'a...
- Dlaczego nas nie wtajemniczyli? - pytam właściwie samej siebie.
- Przyznałaś, że jesteśmy dziećmi, ale ja myślę...
- Że moglibyśmy im pomóc.
- Właśnie - uśmiecha się. - I musimy ich o tym przekonać.
Orientuję się, że zaczynam drżeć. Ze strachu przed utratą znanej rzeczywistości, bliskich, powstatniem, jak również swoim tchórzostwem. No i z zimna, bo co chwilę uderza w nas podmuch wiatru. Dobrze, że Flo jest tak opatulona i smacznie śpi. Myliłam się, majowe noce są jeszcze chłodne. Brandon zdejmuje kurtkę, zarzuca mi na ramiona i zakłada kaptur. Siedzimy chwilę w milczeniu. Chyba jeszcze nie przyjmuję wszystkiego do wiadomości. Skupiam się na ciężarze materiału na plecach i jego przyjemnym zapachu domu, który tak dobrze znam.
- Ja też się boję, Sammy. Ale to nie zdarzy się teraz. Nie może.
- Ci ludzie nie są w stanie wywołać rewolucji.
Kiwa głową i wbija wzrok w jakiś punkt przed sobą. Jego ramię stykające się z moim drży tak samo. Wpatruję się w wielki, jasny księżyc na niebie i marzę o tym, by być tak obojętna na wszystko, jak on. Widział już tyle zła, okrucieństwa, a jednak nadal trwa niewzruszony i wykonuje swoje zadanie. To takie dziwne, że nawet, kiedy wydaje się, że wszystko się zmienia, niektóre szczegóły pozostają takie, jakie były od zarania dziejów.

----
Co sądzicie?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Luminance dnia Śro 14:19, 29 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumnevermore.fora.pl Strona Główna -> Twórczość literacka / Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin